Kwisa jest rzeką graniczną między Dolnym Śląskiem a Łużycami. W okolicach miejscowości Leśna płynie głębokim wąwozem wyciętym w bazaltowych skałach. To słynna dolina pereł. Pozyskiwane tu perły osiągały ogromne ceny na rynkach. Niestety rabunkowa gospodarka i zanieczyszczenia doprowadziły do wyginięcia perłopławów. czytaj dalej pod galerią…
« z 3 »

(…) Jest listopadowy poranek, szron pokrył leżące na ziemi liście, zmroził trawę. Unosząca się znad wody mgła i promienie słońca przedzierające się na dno wąwozu dodają spacerowi nutę romantyzmu. Ścieżka, którą idę wzdłuż Kwisy, została zaprojektowana przez zakochanego barona dla narzeczonej. Właściciel tych ziem, Baron Adolf von Bissing, poznał w Dreźnie córę warszawskiego kupca Marię Gotti. Postanowił urządzić w swoich dobrach park spacerowy, który miał być godną oprawą zaręczyn z Marią. Wzdłuż Kwisy powstała malownicza ścieżka, z wieloma punktami widokowymi, skąd Maria mogła podziwiać panoramę gór, dolinę rzeki, piękne bukowo dębowe lasy. A ponieważ baron propagował turystykę pieszą, więc swój park spacerowy udostępnił szerokiej publiczności. Po śmierci von Bissinga, w Leśnej zawiązała się Karkonoska Grupa Turystyczna, organizacja pasjonatów, którzy opiekowali się trasami wędrówek, miejscami odpoczynku i punktami widokowymi w dolinie Kwisy.
Ścieżka kończy się ogromną kamienną kurtyną. Dochodzę do zapory Leśniowskiej. Tamę postawiono po powodzi, jaka spustoszyła te okolice na początku XX w. Między dwa bazaltowe filary wciśnięto kamienną budowlę o wysokości 45 metrów. Stojący u jej podnóża budynek elektrowni wydaje się być niewielkim dodatkiem. Z dołu widać jeszcze przylepiony do skał, jak jaskółcze gniazdo, budynek dawnej karczmy dla budowniczych zapory.
– Otwarta w 1905 roku elektrownia, nieprzerwanie działa do dziś – objaśnia pracownik elektrowni. Jestem kierownikiem, sprzątaczką, konserwatorem, wszystkim. Pracuje się tu na trzy zmiany. Trzeba doglądać maszyn, kontrolować stan zapory, poziom wody. Odkąd uruchomiono zaporę nie było ani jednego dnia, żeby w tym miejscu ktoś nie czuwał.
Stoi przede mną z głową uniesioną do góry, opiera się o lancę jakiegoś narzędzia, jak o laskę.
– Turbiny, całe wyposażenie elektrowni pochodzą sprzed stu lat, są wciąż sprawne, jeżeli jakiś element wymaga wymiany – odtwarza się identyczny, niczego się nie zamienia na nowe. Słuchając tej opowieści widzę przed sobą człowieka zakochanego – w tej maszynie, która dzięki niemu utrzymuje sprawność, w tej tamie, która jest piękna nad wyobrażenie, w tej rzece, która niegdyś rodziła perły.