Wiewiórka siedziała przy oknie z niewesołą miną. Dziś rano wypowie-działa 15132 słowo i właśnie uświadomiła sobie, że to już połowa z jej zasobu słów. Ostatnie z pierwszej połowy słowo to był „deszcz”, a pierwsze z następnej  brzmiało „znowu”.
Cóż, nie odbyło się to dokładnie tak, jak sobie Wiewiórka wyobrażała, od jakiegoś już czasu przygotowując się na tę chwilę. Teraz spoglądała na zasnuty mżawką las, którego nastrój zdawał się dostosowywać do smętnego nastroju Wiewiórki.
– Wiewiórko, czy mogłabyś mnie wpuścić? – głos Słonia dobiegał… z kominka?
– Słoniu, to ty? Gdzie jesteś?
– Na kominie Wiewiórko, trochę mnie poniosło.
– Jak to na kominie?
Cały zły nastrój wyparował, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Słoń jednak lata! To było coś, co warto zobaczyć nawet w taki nieprzyjemny, mglisty dzień.
– Dziś są twoje urodziny, więc postanowiłem, że opowiem ci wszystkie twoje chwile. Był pewien kłopot, trochę tu za wysoko, ale powiedziałem sobie: musisz Słoniu spróbować wszystkiego, a potem będziesz się martwić. I pomyślałem, że najprościej byłoby polecieć do ciebie. No i jestem. Co prawda poniosło mnie trochę, ale to ci chyba nie przeszkadza, co? – zapytał z niepokojem.
Wiewiórka całkiem zapomniała o swoim porannym nastroju. Widok Słonia, dyndającego u komina jak wielki szary balonik z różową kokardką na ogonie, przegnał precz wszelkie smutki.
– Och, Słoniu, jesteś wielki…
Chwilę potem z dwoma kubkami herbaty wdrapała się na dach i balansując zgrabnie ogonem, usiadła na kominiarskiej ławeczce.
A Słoń przeczekał z godnością chwilowe turbulencje, które okręciły nim ze trzy razy wokół komina, i zaczął opowiadać Wiewiórce jej historię. Wspak. I tak Wiewiórka najpierw usłyszała swoje poranne „znowu deszcz”, potem wczorajszy wieczór, potem historia zaczęła toczyć się coraz szybciej i to już nie były słowa, lecz obrazy dni minionych. Coraz więcej i więcej…
Wiewiórka przestraszyła się, że Słoń coraz więcej słów wyrzuca z siebie. Co się stanie jeśli mu ich braknie?
– Słoniu przestań – chciała krzyknąć, ale Słoń pokiwał tylko głową i mówił dalej: o jeziorze i rybach, wyprawie na Kilimandżaro, o igłach sosnowych z paskiem… W pewnym momencie Wiewiórka zauważyła nad głową wielką czerwoną malinę, obok drugą, i zielone liście, i prześwitujące niebo. I już nie protestowała. Obrazy stawały się coraz piękniejsze, a Wiewiórka zauważyła, że jej słowa, wypowiedziane przez Słonia, wracają do niej, i że znowu ma prawie 15132 słowa…
Brakowało jeszcze tylko dwóch. Pierwszych.
– Kocham cię – powiedział Słoń, a wiatr w tej właśnie chwili szarpnął mocniej i uniósł Słonia wysoko ponad chmury. I tylko różowa wstążeczka zaczepiona w szczelinie komina była dowodem na to, że cała ta przygoda naprawdę się wydarzyła.
I 15132 słowa.