Raz pewna Wiewiórka mieszkała na drzewie. I cóż w tym dziwnego? Pewnie nic, wszystkie wiewiórki tak mieszkają. Co prawda słyszałem, że w Ameryce wiewiórki mieszkają pod ziemią, ale to jakieś pokrętne jest i nieprawdopodobne. Co innego nasza Wiewiórka, ruda, swojska. I mieszka na drzewie. Też chciałbym mieszkać na drzewie.
Czasami blisko pnia, dla ochrony przed wścibskimi oczami, czasami wśród liści, bujać się na końcu gałęzi… Wiewiórka to ma dobrze. No i bajka fajnie się zaczyna. Nie jakieś tam za górami, za lasami. Lecz tak blisko, przy domu, a może w sercu.
Więc mieszka ta Wiewiórka jak inne, na drzewie, w dziupli, o którą dba z lekką przesadą, właściwą dobrej gospodyni. Wiecznie coś ma do zrobienia: a to kurzu drobinki harcują w powietrzu, a to kwiatki podlać, zamieść okruszki. I tak od samego rana. Wieczorami też nie wieje nudą. W bujanym fotelu, naprzeciw wejścia, siada sobie Wiewiórka z filiżanką herbaty i odrobiną konfitury na spodeczku i podziwia zachód słońca, albo chmury; krople deszczu też podziwia. Bo właściwie Wiewiórce po prostu świat się podoba.
– Ładny jest – zwierzyła się kiedyś Mrówce – i dobrze urządzony. Chyba – dodała, strząsając z rudej kitki resztki błota.
Dziś też siedzi sobie, zaczyna drzemać, gdy rozlega się delikatne skrobanie w drzwi.
– To ty Mróweczko?
– Nie, to ja.
– Aha… A konkretnie? Które ja?
– Takie duże, słoniowe. – powiedział Słoń i przyfrunął do okna –Chciałem ci złożyć życzenia.
– To już święta? Jak to miło!
– No, więc życzę ci wszystkiego.
– Wszystkiego?
– Tak! Najlepszego, i tego lepszego też, i nawet tego normalnego dużo. Więc wszystkiego po prostu.
– Dziękuję Słoniu. Jesteś bardzo miły. To ja też ci życzę wszystkiego!
– Dzięki Wiewiórko! – powiedział Słoń, odfruwając.
– Jeszcze nigdy nie czułem się tak obdarowany – krzyknął, uderzając głową w pień sosny, tuż przed wielkim klapnięciem na ziemię.
– Jeszcze raz dziękuję! – dobiegło z dołu.
Wiewiórka uśmiechnęła się, poprawiając poduszkę na oparciu bujanego fotela.
– Tak… ten świat naprawdę jest dobrze urządzony. I ładny.