Opowiem wam bajkę, a wszelkie podobieństwo do miejsc i osób jest przypadkowe.
Na początku żelazo lało się czerwonymi strumieniami, powietrze drżało rozpalone, a wielkie młoty kuły żelazo póki gorące. I niósł się grzmot i grom, a góry górom przekazywały wieść: będzie Most.
Ale to nie jest bajka.
A potem wzięli wielkie głazy, kamienie i ułożyli je w stosy, i zespolili cementem na wieczność, i tak powstały mocarne filary. Położyli na nich dźwigary i podkłady. Na koniec ułożyli dwie srebrzyste nitki szyn. I powstał most, i połączył dwa brzegi.
Ale to nie jest bajka.
A ludzie stali na dworcu i nasłuchiwali jak z grzmotem pędzi po moście lokomotywa, i ciągnie za sobą czterdzieści wagonów. A w nich armata, sześć fortepianów, kufry, skrzynie i grubasy. I wtoczyła się na stację, stanęła, gwizdnęła i ruszyła ospale. I toczy się koło za kołem przez tunel, przez las i pędzi.
Ale to nie jest bajka.
I pojawili się ciemności rycerze niegodziwi, czarni, obrzydliwi, z oddechem nieświeżym. I rzekli: Zburzmy ten most, żeby nie łączył, nie spajał. Żeby już więcej się pociąg nie toczył. Wysadźmy filary, rozerwijmy dźwigary, niech przerwą się nitki szyn.
Ale to nie jest bajka.
Bo skrzyknęli się rycerze jasnej strony mocy, i okrzyknęli zbójów: Nie przejdziecie słudzy ciemności, nie zniszczycie nam mostu. Niech sobie stoi w spokoju, aż go rdza nie stoczy. I jasność stanęła naprzeciw ciemności , i zwyciężyła jasność. I most sobie stoi. I rdza go toczy.
Ale to nie jest bajka.
I stoją ludzie na stacji, i nasłuchują czy z grzmotem po torach nie leci zabawka blaszana, igraszka, fraszka z żelaza i stali. I nie słychać turkotu, stukania, pukania. I w ciszy na torach wyrasta trawa, i w ciszy czerwienią się rdzawą pokryły szyny, i murszeją podkłady, i rozpada się most.
Bo to nie jest bajka.
A morał wymyślcie sobie sami.
Tama