Pośrodku wsi była wielka dziura w ziemi wypełniona wodą, właściwie bagno, no, może bagienko. Cel zakazanych, niosących dreszcz emocji wypraw. Miejsce ku któremu zbaczało się pod drodze ze szkoły.
Porośnięte tatarakiem brzegi dawały schronienie ptakom, owadom, a wody pełne były żab i traszek.
Raz do roku sąsiedzi wchodzili na teren z kosami. Zwykle było to w środę wieczorem. Szybka kośba, rano przejazd przez wieś, od kapliczki do kapliczki, aż zielony chodnik opasał wioskę niczym naszyjnik, z czterema zdobnymi kamieniami – kapliczkami.
Procesja Bożego Ciała pachniała tatarakiem, piwoniami, różami, była biało zielona, upstrzona kolorowymi płatkami kwiatów.
Dziury już nie ma. Teren zmeliorowano, dziurę zasypano. Teraz stoi tam dom. Tatarak został w pamięci.