Każdego ranka, tuż przed świtaniem, Słoń stawał na progu swojego domku i grał na trąbie. Czasem była to piosenka raźna, wesoła, czasem na nostalgiczną nutę, czasem smutkiem podbarwiona. Wiele zwierząt w lesie uważało, że to piosenka budząca słońce. Martwiły się, co będzie, jeśli Słoń któregoś dnia zapomni wyjść na próg.– Dlaczego to robisz? – spytała pewnego razu Wiewiórka.
– Nie wiem, po prostu budzę się rano i pierwszą rzeczą, na jaką mam ochotę, jest śpiewanie. Więc wychodzę i śpiewam.
– A o czym jest ta piosenka?
– O moim największym marzeniu.
Słoń uśmiechnął się.
– Chciałbym kiedyś zaśpiewać na Kilimandżaro. Nigdy tam nie byłem.
– Dlaczego po prostu nie pójdziesz na tę swoją górę?
– Zawsze coś mi nie wypali. Pamiętasz ostatni raz?
Wiewiórka doskonale pamiętała. Tego ranka nie tylko słońce, ale cały las zerwał się na nogi, obudzony Słoniową pieśnią. Tak była pełna energii, werwy, zaproszenia do czynu, że co mniejsze zwierzęta zbiegły się na polanie i maszerowały dookoła.
Tymczasem Słoń, który ukończył swój poranny rytuał, rzucił wszystkim:
– Wyruszam na Kilimandżaro.
Zarzucił na plecy pakuneczek z kanapkami i wyruszył w drogę.
Część zwierząt, będąca jeszcze pod wpływem pieśni, podążyła za Słoniem. Niektóre dotarły nawet na skraj Lasu. Pozostałe długo wpatrywały się w szary grzbiet znikający wśród drzew. Kiedy zniknął na dobre, pojawiło się pytanie: a kto teraz zbudzi słońce? Co będzie jutro?
Następnego poranka od Słoniowego progu popłynęła wśród drzew codzienna pieśń. Tym razem pełna tęsknoty, nadziei i czegoś, co zdawało się mówić: do zobaczenia następnym razem. Słoń wrócił. Wszystko wróciło na swoje miejsce. Nawet słońce.
– Dlaczego wróciłeś?
– Skończyły mi się kanapki.
Słoń głęboko westchnął:
– Tak bardzo chciałbym zaśpiewać tuż przed świtem na Kilimandżaro…
– Gdybyś zaplanował sobie podróż, to pewnie by się udało.
– Tak wiem, Mrówka twierdzi, że powinienem sobie wyznaczyć cel i do niego dążyć. Ale…
– ?
– Wiesz… kiedy tak idziesz, wpatrując się w jeden punkt,  nie dostrzegasz wielu rzeczy dziejących się dookoła.
– Ale w końcu możesz spełnić swoje marzenie.
– No…
Las ogarnęła cisza, słońce powoli podnosiło się coraz wyżej, obdarzając świat nowymi kolorami. W powietrzu fruwał Leśny Drobiazg, urządzając sobie zawody w kto później wyląduje na ziemi. Wiewiórka przymknęła oczy, gotowa na przedpołudniową drzemkę, gdy nagle Słoń powiedział:
– Jeż uważa, że cel to jest punkt, a punkt nie ma wymiarów. Osiągając cel, osiąga się tak naprawdę nic. Nie do końca się z nim zgadzam, ale jakoś nie potrafię tego udowodnić… Chyba muszę z nim jeszcze raz pogadać.
Wstał i poszedł ścieżką pod dęby, a po drodze co jakiś czas podskakiwał i trzepotał uszami. Za każdym razem kończyło się to wielkim dudnieniem i ciężkim westchnieniem. Słoń wstawał, otrzepywał kolana i szedł dalej.
– A ten wciąż chce nauczyć się latać – pomyślała Wiewiórka, uśmiechając się do oddalającego się Słonia.